poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Przez pola

Piątek, 25 sierpnia 1989.

Pałac w Podzamczu już z oddali koronował pod chmurnym niebem pola, przez które wiodła powolna droga wąskimi ścieżkami - uatrakcyjniona w końcu i koniecznością przeskakiwania przez strumyk.
Trudno nawet porównać wrażenia z takich pieszych wypraw z beznamiętną turystyką samochodową; trasę wybrać można w zasadzie dowolnie, a do celu zbliża się z wolna kilkadziesiąt minut, smakując go w kolejnych odsłonach, które samochodem śmigają niemal niezauważalnie. Zupełnie inny poziom więzi z miejscem...
 
Podzamcze Piekoszowskie, 25.08.1989.

Wielki, opustoszały, zostawiony samemu sobie. Wejście, a owszem, przez dziurę w zamurowaniu okna. Wewnątrz część pomieszczeń w tylnym trakcie zamknięta, zawalona gratami - meble, plansze, pomoce naukowe. Na ich straży samotny manekin z władczo skrzyżowanymi ramionami. W części dostępnej - swoiste lapidarium, magazyn wszelakich reliktów architektonicznych, najwyraźniej w gestii PKZ. W przyziemiu jednej z wież wciąż paląca się żarówka, zapomniana jak i wszystko tutaj. Sceneria, trywialnie rzecz ujmując, raczej grozy niźli słonecznej atrakcji turystycznej.

Podzamcze Piekoszowskie, 25.08.1989.

Cisza, pustka, ani żywej duszy. Ruina obumarła, w pełnym tego słowa znaczeniu, monumentalna i tajemnicza, pomnik przeszłości porzucony pośród wioski, niby z osiemnastowiecznych akwarel Vogla, zwalisk świetności dawnej Rzeczypospolitej.
I równie już dziś odległa. I równie niedostępna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz