czwartek, 18 marca 2021

Wicher się zerwał (cz. 2) - Pamięć kamieni

Cmentarze są chyba łatwym tematem fotograficznym. Może nawet nie tyle łatwym, co nośnym, z racji na właściwy im ładunek emocjonalny i mnogość, natłok najróżniejszych motywów, aż proszących się o wykorzystanie, jakby z myślą o ich graficznym uwiecznieniu stworzonych.
Zapis czasu, swego rodzaju fotograficzna selekcja mniej lub bardziej przypadkowych elementów, składających się na wyrywkowy obraz - wierny, ale niepełny. Część wiemy, części można się tylko domyślać.
Czas upłynął, emocje wygasły, pozostało tylko wspomnienie tych, którzy pamiętają - a nieraz i ono uleciało wszak w niebyt, pozostawiając pustą ciszę. Pozostały kamienie.
 

Tak jak na zagubionym pośród lasów cmentarzyku na Przedgórzu Izerskim, dwadzieścia już bez mała lat temu. Potrzaskana kamienna tablica leżąca na ziemi, wciąż jeszcze zachowująca swój kształt, który był już wszak tylko zbieraniną okruchów. Tyle tylko zostało, tyle świadectwa, tyle wciąż wtedy ocalałej pamięci. Może i ostatni dowód, że człowiek taki istniał, dowód na tyle niejednoznaczny, że trudno nawet odczytać z niego informację, dla utrwalenia której przecież powstał. Anna Raubbach, 17.10.1928? Może. Niedoskonałe, wyrywkowe świadectwo pokazujące ułomny fragment przeszłości. Reszta to już tylko pole dla wyobraźni.
Czy leżą tam jeszcze?

To jeden z obrazów, cichy i sielski, taki, jakiego można by, chciałoby się oczekiwać.
Innego nie trzeba było ani długo, ani daleko szukać, nadszedł jeszcze tego samego dnia, kilkadziesiąt kilometrów dalej. Sielska wieś wijąca się w wąskiej dolinie. Jakiż uderzający kontrast panował pomiędzy polskim przykościelnym cmentarzem, czystym, zadbanym, tonącym w kwiatach i zniczach, a ruiną cmentarza ewangelickiego, zwieńczoną ruiną kościoła i krzyczącą jamami pootwieranych krypt, w których pośród potrzaskanych trumien walały się kości mieszkańców tej ziemi. Nie zasłużyli na równy szacunek. Choć bynajmniej nie szczędzono tu swoistego wysiłku - ktoś zdobył się nawet na wtarganie na cmentarne wzgórze kineskopowego telewizora, aby wrzucić go do grobowca.
Sytuacja nie taka oczywista. Zrobiłem wtedy mimo wszystko kilka zdjęć, ot czysty dokument - towarzyszący mi kolega nie zrobił ani jednego.

Może to i on miał rację...