poniedziałek, 19 czerwca 2017

BiełOMO Siluet Elektro


czyli

Wilia nowoczesna?

Aparat kompaktowy Siluet Elektro produkowany był przez białoruskie zakłady BiełOMO w latach 1975 (1976?) - 1981. Obok Wilii Auto i Oriona EE był on trzecią pochodną popularnej manualnej Wilii wyposażoną w układ automatyki ekspozycji, w przeciwieństwie do selenowej Wilii Auto, a podobnie do Oriona EE, oparty o fotoelement CdS. Pierwotną nazwą aparatu była zresztą Wilia Elektro.
    Zewnętrznie Siluet wygląda praktycznie jak bliźniak Wilii – stąd też praktycznie wszystkie uwagi dotyczące konstrukcji, ergonomii i ogólnego użytkowania Wilii można odnieść i do niego. Siluet jest jedynie minimalnie większy, co wynika z dłuższej o kilka milimetrów obudowy obiektywu i nieznacznie cięższy. Jedynie metalowe wykończenie boków korpusu ma w Siluecie barwę czarną, miast chromu Wilii (acz pierwotna Wilia Elektro kolorystykę miała taką samą, jak i Wilia). Różnice zaczynają się dopiero w związku z zastosowaną automatyką.


Z lewej strony na dole korpusu znalazło się gniazdo baterii – przewidziano tu baterię 4RC53 o napięciu 5-6 V, jednak stosować można i pojedyncze zamienniki – cztery sztuki RC53, LR 9, L1560, PX625, czy jak tam jeszcze te baterie się nazywają. Kupić je można w każdym razie bez problemu, należy jednak dopchnąć je czymś metalowym (choćby trzema-czterema jednogroszówkami), bo cztery pojedyncze baterie są za krótkie jak na długość komory. Siluet był też przewidziany do stosowania alternatywnie baterii Mallory 7H34 i sprzedawano go w komplecie z odpowiednim dla niej adapterem. Niestety – pokrywka gniazda baterii jest chyba najsłabszym punktem aparatu – wkręca się ją za pomocą plastikowego gwintu o dużej średnicy i małym skoku, trudnego do użycia, stawiającego spory opór, a za to łatwego do uszkodzenia. A jeśli gwint się zerwie – powstaje zasadniczy problem choćby z otwarciem komory baterii.
Obiektyw pozostał ten sam – prosty, trójsoczewkowy tryplet Triplet 69-3 o ogniskowej 40 mm i maksymalnym otworze względnym 1:4, posiadający powłoki przeciwodblaskowe, z dwulamelkową migawką sektorową i czterolamelkową przysłoną umieszczonymi za ostatnią soczewką. Obudowa obiektywu uległa największym zmianom w porównaniu z manualną Wilią. Ponad przednią soczewką, wewnątrz gwintu filtra, pojawiło się okienko fotokomórki, zmienił się także układ pierścieni nastawczych. Umieszczony z przodu pierścień ostrości jest identyczny jak w Wilii, zaraz za nim umieszczono także skalę głębi ostrości – niestety, znów policzoną dla dużego krążka rozproszenia, wynoszącego aż 0,05 mm; stąd też dla uniknięcia przykrych niespodzianek warto posługiwać się znacznikami dla przysłony o stopień mniejszej od faktycznie nastawionej. Czyli jeśli ustawimy np. przysłonę 11, to głębię ostrości odczytujemy wg symboli dla przysłony 8.
Przy samym korpusie znalazł się teraz pierścień wyboru przysłony – bardzo zarazem wygodny, a pomiędzy nim a pierścieniem ostrości umieszczono wąziutki pierścień nastawiania czułości filmu – wyskalowany w zakresie 13-25 DIN i 16-250 GOST-ASA. Posiada on odpowiednie znaczniki dla obu skal, a wartości czułości naniesione zostały na pierścieniu przysłony – czułość ustawia się więc obracając pierścień czułości względem pierścienia przysłony (albo na odwrót), a przy późniejszym ustawianiu przysłony oba pierścienie obracają się już wspólnie (i uważać trzeba nieco, aby zmieniając przysłonę niechcący nie przestawić czułości). Obok wartości przysłon umieszczono ponadto zwyczajowe symbole warunków oświetleniowych (słońce, ciemne słońce, jasne chmury, ciemne chmury, deszcz) pomagające wybrać przysłonę odpowiednią dla danego oświetlenia.


Na dole obiektywu, z prawej strony, tam gdzie Wilia posiada dźwigienkę przysłon, znalazł się w Siluecie przełącznik trybów pracy. W pozycji A działa automatyka ekspozycji, piorunek to tryb do zdjęć z fleszem (stały czas 1/30 s i swobodnie wybierana przysłona), a B umożliwia uzyskiwanie dowolnie długich czasów w połączeniu z dowolną przysłoną. Niestety, Siluet nie posiada gniazda wężyka spustowego. Skrajna pozycja K, umieszczona obok A, w której przełącznika nie da się zablokować, służy do testowania baterii – jeśli jest ona sprawna, po przytrzymaniu dźwigienki w pozycji K wewnątrz celownika zapala się czerwona lampka.
Standardowym trybem fotografowania jest jednak A, automatyka. Co ciekawe, nie działa ona w banalnym pełnym programie, jak to zwykle proste kompakty mają w zwyczaju, ale w trybie preselekcji przysłony! Czyli pierścieniem na obiektywie ustawia się wybraną wartość przysłony, a aparat samoczynnie i bezstopniowo dobiera do tego czas naświetlania w zakresie od 1/250 s do aż 8 sekund. Jeśli po częściowym wciśnięciu spustu z prawej strony wewnątrz wizjera pojawi się na dole pomarańczowe światełko, oznacza to, że ustawiony czas naświetlania jest dłuższy niż 1/30 s i w celu uniknięcia poruszenia zdjęcia należy szerzej otworzyć przysłonę lub użyć statywu. Z kolei czerwone światełko u góry (to samo, co przy teście baterii) oznacza przy wciskaniu spustu, że niezbędny czas naświetlania musiałby być krótszy niż minimalne 1/250 s i w celu uniknięcia prześwietlenia zdjęcia należy mocniej domknąć przysłonę.
Siluet nie posiada żadnego włącznika – zawsze jest gotów do strzału, a obwód elektroniczny włącza się po prostu wciskając na spust – jak, nie przymierzając, w Zenicie 12XP. Układ pomiarowy, jakkolwiek precyzyjnie, bezstopniowo ustawia czas naświetlania, nie posiada niestety pamięci – i jeśli po częściowym wciśnięciu spustu przekadruje się zdjęcie, to czas naświetlania i tak dostosuje się do oświetlenia w chwili wyzwolenia migawki (ale pamiętać warto, że to konstrukcja sprzed lat z górą czterdziestu – a wtedy, a i wiele później, tak się po prostu robiło). Aparat nie posiada wprawdzie do tego korekcji ekspozycji jako takiej, ale bez problemu można posługiwać się w tym celu zmianą nastawionej czułości filmu – co np. w przypadku użycia filmu o czułości 100 ASA daje zakres korekcji od -1 do +3 EV, a więc całkiem wystarczający. Umieszczony na obiektywie pierścień czułości jest wtedy bardzo łatwy w obsłudze.
Dźwignia spustu jest wprawdzie znacznie dłuższa niż w Wilii, ale wyraźnie mniej wygodna – posiada znacznie większy skok i jest dość twarda, zwłaszcza przy długich czasach wymaga nieco uwagi i stabilnego trzymania aparatu. Celownik jest praktycznie identyczny Wilii – z czytelnymi ramkami wyznaczającymi kadr i znacznikami paralaksy dla odległości poniżej 3 m. Nie ma już w nim natomiast symboli przysłony, pojawiły się zaś z prawej strony wspomniane dwie żaróweczki kontrolne.
Bez baterii Siluet działa także, acz w bardzo ograniczonym stopniu, tym niemniej w awaryjnej sytuacji można pokusić się o wykonywanie nim wtedy zdjęć. Migawka sterowana jest najwyraźniej całkowicie elektronicznie i wobec tego realizuje bez zasilania, jak można ocenić na oko, wyłącznie najkrótszy czas ekspozycji, 1/250 s – także w trybie B i zdjęć z fleszem. Natomiast mechaniczna przysłona działa w pełnym zakresie.


Aparat sam w sobie jest przyjemny w obsłudze i wygodny w użytkowaniu – tutaj nie odbiega wszak zbytnio od siostrzanej manualnej Wilii. Niejakim, ale w sumie formalnym, brakiem może być brak wskazania wartości czasu albo przysłony w celowniku, czy też w ogóle parametrów ekspozycji (co udało się wszak zrealizować w należącym też do tej samej rodziny Orionie EE). Co jednak ważne – automatyka ekspozycji działa naprawdę dobrze, na materiale negatywowym dając prawidłowo, żeby nie rzec przyjemnie naświetlone zdjęcia, nawet w kłopotliwych, kontrastowych warunkach. Ograniczona do zakresu 9-13 EV ekspozycja w trybie ręcznym (flesza) nie pozwala, niestety, na wykonywanie zdjęć przy jasnym świetle przy czułościach powyżej 50 ASA. Z racji na stosunkowo ciemny obiektyw o dość krótkiej ogniskowej nie dokuczają nawet, podobnie jak i w Wilii, skutki kwadratowego otworu czterolamelkowej przysłony.
Jakkolwiek jednak Siluet dzieli z Wilią jej zalety, dzieli też i wady – do których należy taka sobie jakość wykonania i spory rozrzut jakościowy pomiędzy egzemplarzami (w jednym z testowanym przeze mnie Siluecie objawiający się zdecydowaną nieostrością prawej strony kadru), a do tego przede wszystkim nienajlepiej skorygowany obiektyw. Triplet 69-3 charakteryzuje się wprawdzie niezłą ostrością obrazu w centrum kadru, ale bardzo wyraźnie spadającą w narożnikach. Tylne umieszczenie przysłony i migawki skutkuje ponadto wyraźnym winietowaniem, objawiającym się silnym ściemnieniem narożników, acz – co ciekawe – w Siluecie bywa ono w niektórych sytuacjach (zda się, że zdjęć z bliska przy małym otworze przysłony) bardziej dokuczliwe niż w WIlii, objawiając się całkowicie zasłoniętymi narożnikami.
Tym niemniej, o ile trafi się na dobry egzemplarz, Siluet jest w swej klasie dość typowym, przyjemnym aparatem, dzięki preselekcji przysłony dającym jako takie możliwości kontroli parametrów ekspozycji, co wobec przyzwoitej pracy automatyki umożliwia wykonywanie poprawnie naświetlonych zdjęć.

Zalety:

+ zwarta budowa;
+ zasadniczo dobra ergonomia;
+ migawka sektorowa;
+ duży zakres czasów;
+ dość mała minimalna odległość ogniskowania;
+ wygodny i precyzyjny celownik ze znacznikami paralaksy;
+ synchronizacja flesza przez gorącą stopkę i gniazdko kabla;
+ działanie migawki bez zasilania, ograniczone, ale zawsze;

Wady:

- nienajlepsza korekcja obiektywu;
- jedynie czterolamelkowa przysłona;
- brak gniazda wężyka spustowego;
- brak samowyzwalacza;
- delikatna pokrywka baterii;

Dane techniczne:

Typ filmu: 135
Format klatki: 24x36 mm
Celownik: lunetkowy o powiększeniu 0,6x
Obiektyw: Triplet 69-3, 40 mm f/4
Kąt widzenia obiektywu: 57 stopni
Minimalna odległość ogniskowania: 0,8 m
Migawka: sektorowa, sterowana elektronicznie
Pomiar światła – zewnętrzny, fotokomórką CdS
Zakres czasów migawki: 8 s – 1/250 s, B
Zakres przysłon: 4 – 16
Zakres ekspozycji automatycznej: 1 – 16 EV
Zakres ekspozycji ręcznej: 9 - 13 EV
Zakres czułości błony: 16-250 GOST-ASA (13-25 DIN)
Synchronizacja z fleszem: pełna
Transport filmu: ręczny
Gwint filtra: 46x0,75 mm
Gwint statywowy: 1/4"
Zasilanie: 4RC53, 4x PX625
Wymiary: 126x80x70 mm
Masa: do 410 g

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz