czyli
Wilia nowoczesna?
Aparat kompaktowy Siluet Elektro produkowany był przez białoruskie zakłady BiełOMO w latach 1975 (1976?) - 1981. Obok Wilii Auto i Oriona EE był on trzecią pochodną popularnej manualnej Wilii wyposażoną w układ automatyki ekspozycji, w przeciwieństwie do selenowej Wilii Auto, a podobnie do Oriona EE, oparty o fotoelement CdS. Pierwotną nazwą aparatu była zresztą Wilia Elektro.
Zewnętrznie Siluet wygląda praktycznie jak bliźniak Wilii – stąd też praktycznie wszystkie uwagi dotyczące konstrukcji, ergonomii i ogólnego użytkowania Wilii można odnieść i do niego. Siluet jest jedynie minimalnie większy, co wynika z dłuższej o kilka milimetrów obudowy obiektywu i nieznacznie cięższy. Jedynie metalowe wykończenie boków korpusu ma w Siluecie barwę czarną, miast chromu Wilii (acz pierwotna Wilia Elektro kolorystykę miała taką samą, jak i Wilia). Różnice zaczynają się dopiero w związku z zastosowaną automatyką.
Z lewej strony na dole
korpusu znalazło się gniazdo baterii – przewidziano tu baterię
4RC53 o napięciu 5-6 V, jednak stosować można i pojedyncze
zamienniki – cztery sztuki RC53, LR 9, L1560, PX625, czy jak tam
jeszcze te baterie się nazywają. Kupić je można w każdym razie
bez problemu, należy jednak dopchnąć je czymś metalowym (choćby
trzema-czterema jednogroszówkami), bo cztery pojedyncze baterie są
za krótkie jak na długość komory. Siluet był też przewidziany
do stosowania alternatywnie baterii Mallory 7H34 i sprzedawano go w
komplecie z odpowiednim dla niej adapterem. Niestety – pokrywka
gniazda baterii jest chyba najsłabszym punktem aparatu – wkręca
się ją za pomocą plastikowego gwintu o dużej średnicy i małym
skoku, trudnego do użycia, stawiającego spory opór, a za to
łatwego do uszkodzenia. A jeśli gwint się zerwie – powstaje
zasadniczy problem choćby z otwarciem komory baterii.
Obiektyw pozostał ten
sam – prosty, trójsoczewkowy tryplet Triplet 69-3 o ogniskowej 40
mm i maksymalnym otworze względnym 1:4, posiadający powłoki
przeciwodblaskowe, z dwulamelkową migawką sektorową i
czterolamelkową przysłoną umieszczonymi za ostatnią soczewką.
Obudowa obiektywu uległa największym zmianom w porównaniu z
manualną Wilią. Ponad przednią soczewką, wewnątrz gwintu filtra,
pojawiło się okienko fotokomórki, zmienił się także układ
pierścieni nastawczych. Umieszczony z przodu pierścień ostrości
jest identyczny jak w Wilii, zaraz za nim umieszczono także skalę
głębi ostrości – niestety, znów policzoną dla dużego krążka
rozproszenia, wynoszącego aż 0,05 mm; stąd też dla uniknięcia
przykrych niespodzianek warto posługiwać się znacznikami dla
przysłony o stopień mniejszej od faktycznie nastawionej. Czyli
jeśli ustawimy np. przysłonę 11, to głębię ostrości
odczytujemy wg symboli dla przysłony 8.
Przy samym korpusie
znalazł się teraz pierścień wyboru przysłony – bardzo zarazem
wygodny, a pomiędzy nim a pierścieniem ostrości umieszczono
wąziutki pierścień nastawiania czułości filmu – wyskalowany w
zakresie 13-25 DIN i 16-250 GOST-ASA. Posiada on odpowiednie
znaczniki dla obu skal, a wartości czułości naniesione zostały na
pierścieniu przysłony – czułość ustawia się więc obracając
pierścień czułości względem pierścienia przysłony (albo na
odwrót), a przy późniejszym ustawianiu przysłony oba pierścienie
obracają się już wspólnie (i uważać trzeba nieco, aby
zmieniając przysłonę niechcący nie przestawić czułości). Obok
wartości przysłon umieszczono ponadto zwyczajowe symbole warunków
oświetleniowych (słońce, ciemne słońce, jasne chmury, ciemne
chmury, deszcz) pomagające wybrać przysłonę odpowiednią dla
danego oświetlenia.
Na dole obiektywu, z
prawej strony, tam gdzie Wilia posiada dźwigienkę przysłon,
znalazł się w Siluecie przełącznik trybów pracy. W pozycji A
działa automatyka ekspozycji, piorunek to tryb do zdjęć z fleszem
(stały czas 1/30 s i swobodnie wybierana przysłona), a B umożliwia
uzyskiwanie dowolnie długich czasów w połączeniu z dowolną
przysłoną. Niestety, Siluet nie posiada gniazda wężyka
spustowego. Skrajna pozycja K, umieszczona obok A, w której
przełącznika nie da się zablokować, służy do testowania baterii
– jeśli jest ona sprawna, po przytrzymaniu dźwigienki w pozycji K
wewnątrz celownika zapala się czerwona lampka.
Standardowym trybem
fotografowania jest jednak A, automatyka. Co ciekawe, nie działa ona
w banalnym pełnym programie, jak to zwykle proste kompakty mają w
zwyczaju, ale w trybie preselekcji przysłony! Czyli pierścieniem na
obiektywie ustawia się wybraną wartość przysłony, a aparat
samoczynnie i bezstopniowo dobiera do tego czas naświetlania w
zakresie od 1/250 s do aż 8 sekund. Jeśli po częściowym
wciśnięciu spustu z prawej strony wewnątrz wizjera pojawi się na
dole pomarańczowe światełko, oznacza to, że ustawiony czas
naświetlania jest dłuższy niż 1/30 s i w celu uniknięcia
poruszenia zdjęcia należy szerzej otworzyć przysłonę lub użyć
statywu. Z kolei czerwone światełko u góry (to samo, co przy
teście baterii) oznacza przy wciskaniu spustu, że niezbędny czas
naświetlania musiałby być krótszy niż minimalne 1/250 s i w celu
uniknięcia prześwietlenia zdjęcia należy mocniej domknąć
przysłonę.
Siluet nie posiada
żadnego włącznika – zawsze jest gotów do strzału, a obwód
elektroniczny włącza się po prostu wciskając na spust – jak,
nie przymierzając, w Zenicie 12XP. Układ pomiarowy, jakkolwiek
precyzyjnie, bezstopniowo ustawia czas naświetlania, nie posiada
niestety pamięci – i jeśli po częściowym wciśnięciu spustu
przekadruje się zdjęcie, to czas naświetlania i tak dostosuje się
do oświetlenia w chwili wyzwolenia migawki (ale pamiętać warto, że
to konstrukcja sprzed lat z górą czterdziestu – a wtedy, a i
wiele później, tak się po prostu robiło). Aparat nie posiada
wprawdzie do tego korekcji ekspozycji jako takiej, ale bez problemu
można posługiwać się w tym celu zmianą nastawionej czułości
filmu – co np. w przypadku użycia filmu o czułości 100 ASA daje
zakres korekcji od -1 do +3 EV, a więc całkiem wystarczający.
Umieszczony na obiektywie pierścień czułości jest wtedy bardzo
łatwy w obsłudze.
Dźwignia spustu jest
wprawdzie znacznie dłuższa niż w Wilii, ale wyraźnie mniej
wygodna – posiada znacznie większy skok i jest dość twarda,
zwłaszcza przy długich czasach wymaga nieco uwagi i stabilnego
trzymania aparatu. Celownik jest praktycznie identyczny Wilii – z
czytelnymi ramkami wyznaczającymi kadr i znacznikami paralaksy dla
odległości poniżej 3 m. Nie ma już w nim natomiast symboli
przysłony, pojawiły się zaś z prawej strony wspomniane dwie
żaróweczki kontrolne.
Bez baterii Siluet działa
także, acz w bardzo ograniczonym stopniu, tym niemniej w awaryjnej
sytuacji można pokusić się o wykonywanie nim wtedy zdjęć.
Migawka sterowana jest najwyraźniej całkowicie elektronicznie i
wobec tego realizuje bez zasilania, jak można ocenić na oko,
wyłącznie najkrótszy czas ekspozycji, 1/250 s – także w trybie
B i zdjęć z fleszem. Natomiast mechaniczna przysłona działa w
pełnym zakresie.
Aparat sam w sobie jest
przyjemny w obsłudze i wygodny w użytkowaniu – tutaj nie odbiega
wszak zbytnio od siostrzanej manualnej Wilii. Niejakim, ale w sumie
formalnym, brakiem może być brak wskazania wartości czasu albo
przysłony w celowniku, czy też w ogóle parametrów ekspozycji (co
udało się wszak zrealizować w należącym też do tej samej
rodziny Orionie EE). Co jednak ważne – automatyka ekspozycji
działa naprawdę dobrze, na materiale negatywowym dając prawidłowo,
żeby nie rzec przyjemnie naświetlone zdjęcia, nawet w
kłopotliwych, kontrastowych warunkach. Ograniczona do zakresu 9-13
EV ekspozycja w trybie ręcznym (flesza) nie pozwala, niestety, na
wykonywanie zdjęć przy jasnym świetle przy czułościach powyżej
50 ASA. Z racji na stosunkowo ciemny obiektyw o dość krótkiej
ogniskowej nie dokuczają nawet, podobnie jak i w Wilii, skutki
kwadratowego otworu czterolamelkowej przysłony.
Jakkolwiek jednak Siluet
dzieli z Wilią jej zalety, dzieli też i wady – do których należy
taka sobie jakość wykonania i spory rozrzut jakościowy pomiędzy
egzemplarzami (w jednym z testowanym przeze mnie Siluecie objawiający
się zdecydowaną nieostrością prawej strony kadru), a do tego
przede wszystkim nienajlepiej skorygowany obiektyw. Triplet 69-3
charakteryzuje się wprawdzie niezłą ostrością obrazu w centrum
kadru, ale bardzo wyraźnie spadającą w narożnikach. Tylne
umieszczenie przysłony i migawki skutkuje ponadto wyraźnym
winietowaniem, objawiającym się silnym ściemnieniem narożników,
acz – co ciekawe – w Siluecie bywa ono w niektórych sytuacjach
(zda się, że zdjęć z bliska przy małym otworze przysłony)
bardziej dokuczliwe niż w WIlii, objawiając się całkowicie
zasłoniętymi narożnikami.
Tym niemniej, o ile trafi
się na dobry egzemplarz, Siluet jest w swej klasie dość typowym,
przyjemnym aparatem, dzięki preselekcji przysłony dającym jako
takie możliwości kontroli parametrów ekspozycji, co wobec
przyzwoitej pracy automatyki umożliwia wykonywanie poprawnie
naświetlonych zdjęć.
Zalety:
+ zwarta budowa;
+ zasadniczo dobra
ergonomia;
+ migawka sektorowa;
+ duży zakres czasów;
+ dość mała minimalna
odległość ogniskowania;
+ wygodny i precyzyjny
celownik ze znacznikami paralaksy;
+ synchronizacja flesza
przez gorącą stopkę i gniazdko kabla;
+ działanie migawki bez
zasilania, ograniczone, ale zawsze;
Wady:
- nienajlepsza korekcja
obiektywu;
- jedynie czterolamelkowa
przysłona;
- brak gniazda wężyka
spustowego;
- brak samowyzwalacza;
- delikatna pokrywka
baterii;
Dane techniczne:
Typ filmu: 135
Format klatki: 24x36 mm
Celownik: lunetkowy o
powiększeniu 0,6x
Obiektyw: Triplet 69-3,
40 mm f/4
Kąt widzenia obiektywu:
57 stopni
Minimalna odległość
ogniskowania: 0,8 m
Migawka: sektorowa,
sterowana elektronicznie
Pomiar światła –
zewnętrzny, fotokomórką CdS
Zakres czasów migawki: 8
s – 1/250 s, B
Zakres przysłon: 4 –
16
Zakres ekspozycji
automatycznej: 1 – 16 EV
Zakres ekspozycji
ręcznej: 9 - 13 EV
Zakres czułości błony:
16-250 GOST-ASA (13-25 DIN)
Synchronizacja z fleszem:
pełna
Transport filmu: ręczny
Gwint filtra: 46x0,75 mm
Gwint statywowy: 1/4"
Zasilanie: 4RC53, 4x PX625
Wymiary: 126x80x70 mm
Masa: do 410 g
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz